Nareszcie się udało!
Przychodzę dziś do was z postem o którym myślałam już od początku prowadzenia bloga. Dużo dziewczyn publikuje takie wpisy, jako pierwsze. Ja jednak uznałam, że wolę z tym poczekać i najpierw się wam przedstawić:)
Przez ostatnie tygodnie szperałam w starych zdjęciach, wracając do mojej włosowej przeszłości. W końcu udało mi się napisać swoją własną włosową historie.
Zapraszam:
Urodziłam się z typowymi dla mojej rodziny brązowymi, delikatnymi włoskami:
1998
Które po podrośnięciu zostały obcięte w grzywkę:
1999
Potem zlikwidowano mi grzywkę.
W wieku kilku lat zaczęły się kręcić, a właściwie wywijać w fale za które dziś oddałabym życie;):
I znowu grzyweczka:):
2000-2003
Kolor moich włosów, w tym okresie był bardzo ciemny, niemal czarny.
Przez kolejne lata moje włosy znów przechodziły etapy grzywek i ich braku, były regularnie podcinane i zdrowe. Nie mam pojęcia czym i jak często były wtedy myte, po prostu się tym nie interesowałam. Niestety nigdy nie przekroczyły długości za ramiona.
Nawet do komunii gdy dziewczynki zwykle chwalą się pięknymi długimi włosami, moje wbrew stereotypu cały czas były krótkie, cały czas sięgały trochę za ramiona(i znów brak grzywki):
2007
Po komunii, stwierdziłam, że moje "długie włosy" mi przeszkadzają i zostały obcięte na jeszcze krócej.
W tym czasie bardzo często nosiłam opaski, gdyż krótkie włoski opadające na twarz strasznie mnie denerwowały:
2008
W czwartej klasie szkoły podstawowej był kolejny, ale na szczęście ostatni powrót grzywki:
2008-2009
Tutaj moje włosy odkryły cieniowanie:
2009-2010
Później prosta grzywka zamieniła się w "boczną", którą i tak cały czas spinałam, włosy zaczęły się wtedy bardzo przetłuszczać cały czas były oklapnięte:
2012
I tu zaczyna się koszmar...
W 2012, moje włosy wiele ze mną przeszły, nie było drastycznym zmian koloru. Zniszczyły je za to inne czynniki.
Pewnego dnia stwierdziłam, że chcę mieć fale. Zaplatałam mokry warkocz co noc. Rano uzyskiwałam pusz, który wtedy mi się podobał bo "włosy miały większą objętość i mniej się strączkowały". Byłam też ciągle porównywana do mojej kuzynki, która ma z natury piękne, gęste i grube fale...
Od momentu, gdy zaczęły się nadmiernie przetłuszczać używałam tylko mocnych szamponów przeznaczonych do takich włosów, odżywka była mi kompletnie obca.
2012
W tamte lato, były bardzo modne doczepiane pasemka i kolorowe warkoczyki, te z was, które jeżdżą nad polskie morze wiedzą o co chodzi;) W jednym z takich ulicznych(!!!) stoisk, dałam sobie przypiąć dwa czerwono-czarne pasemka:
2012
Nawet nie wspominam jak bardzo bolesne było ich późniejsze ściągnięcie, gdyż zostały bardzo mocno przypięte jakimiś metalowymi elementami.
Kolejnym przestępstwem, które dokonałam na swoich włosach było chore zapuszczanie, czyli żadnego podcinania. W efekcie po roku były już w tragicznym stanie:
Gdy włoski z przodu podrosły, zaczęłam zaczesywać je do tyłu i obficie lakierować każdego dnia:
2013
Chyba jeszcze w tym roku raz zafarbowałam je na kolor wiśniowy, ale była to farba krótkotrwała i zeszła po kilku dniach.
Pod koniec lata 2013, przerzedzone, wysuszone i oklapnięte:
2013
A tak wyglądały już w marcu/kwietniu 2014, moje pierwsze świadome zdjęcia, wreszcie zdałam sobie sprawę z ich faktycznego stanu, końce były chyba "rozosiemnione", łamały się i cały czas strączkowały. Na pierwszym zdjęciu - tak wyglądały po rozczesaniu:
marzec 2014 (wybaczcie brudne lustro:P)
Krótko mówiąc mocne szampony zrobiły swoje.
Pamiętam, że szukając sposobu na zniszczone włosy, często pojawiał mi się blog Mudi, pomyślałam, że wyniosę z niego cenne informacje. Zaczęłam go namiętnie czytać i pochłaniać wiedzę. Dzięki niej zostałam włosomaniaczką;)
Kupiłam olej rycynowy i po około miesiącu moje włosy wyglądały już tak:
Zdecydowałam się na podcięcie w "U":
maj 2014
Jedynym z błędów jaki wtedy popełniłam było samodzielne skrócenie grzywki na bok, a następnie jej namiętne lakierowanie mniej więcej do czerwca.
W tym okresie, po myciu były okropnie napuszone i szorstkie, ciężko było je ujarzmić:
Niestety nie dało się już naprawić połamanych i rozdwojonych końcówek. CODZIENNIE samodzielnie wycinałam zniszczenia, raz poszłam do fryzjera, potem znów wycinałam. Było ich mnóstwo, pozbyłam się wszystkich dopiero po kilku miesiącach.
Zaczęłam je częściej olejować, używać odżywek, masek, przerzuciłam się na delikatne szampony.
Tu włoski już w bardzo dobrej kondycji:
lipiec 2014
W wakacje, po pobycie nad morzem, niestety zaczęły bardzo wypadać, przy samym czesaniu wylatywało z 30 sztuk. Straciły swój blask i zrobiły się rudawe:
sierpień 2014
Ponownie zaczęłam je intensywnie pielęgnować dopóki na stałe się nie wygładziły:
październik 2014
W listopadzie wcierałam kozieradkę, zaczęłam zdrowiej się odżywiać, tym samym zmniejszyłam liczbę wypadających włosów o połowę, uznaję to za wielki sukces:D
W grudniu założyłam bloga i zaczęłam dzielić się z wami moimi włosowymi doświadczeniami;)
A tak wyglądają teraz:
marzec 2015
Zwracam się przede wszystkim do dziewczyn mających rzadkie włosy:
Nie poddawajcie się i dążcie do swoich celów, wystarczy trochę cierpliwości i czasu, a wasze włosy mogą przejść taką metamorfozę jak moje. Może 6 cm w kucyku to niewiele, ale taka już nasza natura;) Oby to was zmotywowało do dalszej świadomej pielęgnacji.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję Mudi, a następnie innym blogerkom włosomaniaczkom, dzięki którym udało mi się "naprawić" swoje włosy i osiągnąć takie efekty:D
Podoba wam się moja MWH? :)
bardzo ładne włosy! :) zostaję u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńŚwietne włosy! Ale trzeba przyznać.. wiele przeszły :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, CapelliSani.
Twoje wloski absolutnie nie wygladaja na 6cm w kucyku. Jako posiadaczka identycznej grubosci kucyka na oko dalabym ci 7 moze 8 nawet :)
OdpowiedzUsuńteraz Twoje włosy są po prostu idealne, piękne :)
OdpowiedzUsuńDobre przesłanie, inspirujaca historia, gratulacje.
OdpowiedzUsuńPrzemiana niesamowita :)
OdpowiedzUsuńCudowna przemiana :)
OdpowiedzUsuńZdjecie z marca 2014 przypomina mi moje wlosy, przeszlam podobna historie wlosowa, z tym ze ja jeszcze rozjasnialam. Takze mam cieniutkie wlosy, ale udalo mi sie je naprawic chociaz teraz po chorobie wylecialo ich bardzo duzo, nie poddaje sie. Zaczynam od nowa z wieksza moca. Pochlone Chetnie Twojego bloga, pewnie znajde cos dla siebie. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńPs. Jak stosowalas olejek rycynowy?
Ja dzis wmasowalam go rozrobionego z cytryna, ale podczas aplikacji troche wylecialo, a nie moge sobie na to pozwolic :(
Wtedy nakładałam na skalp i włosy, ale było to trudne. Ostatnio do niego powrocilam, ale tez mi wylecialo wiecej wlosow. Moze po prostu nasze skalpy nie lubia olejowania;)
UsuńWspaniałe włosy i historia. Jak wiele może zmienić nowa pielęgnacja.
OdpowiedzUsuńMaz teraz przepiękne włosy :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu takiej historii aż chce się dbać o włosy :) oj co ja bym dała, żeby moje miały taki połysk i były gładkie.
OdpowiedzUsuńO kurcze, nigdy nie dałabym im 6 cm ;o Tak czy siak wydaje mi się, czy będąc dzieckiem były grubsze? Jest to coś, nad czym sama się zastanawiam, bo i moje cienkie piórka wydawały się wówczas o wiele gęstsze... i może dałoby się je odzyskać, czy to urosła głowa i one się tak "rozeszły"? ;D
OdpowiedzUsuńJestes niesamowita, mobilizujesz mnie...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńczyli jest nadzieje dla moich włosów. Twoje są piekne gratuluje :)
OdpowiedzUsuńFajny blog !
OdpowiedzUsuńciekawie napisane
OdpowiedzUsuń